O tym, że wrocławskie zoo łączy siły z Politechniką, by ratować zagrożone wyginięciem pingwiny przylądkowe za pomocą sztucznej inteligencji już informowaliśmy w naszym portalu. Teraz bliżej poznaliśmy szczegóły tego przedsięwzięcia i osoby, które są w nie zaangażowane. Oraz oczywiście pingwiny.
100 „wrocławskich” pingwinów i 10 lat, by ocalić gatunek
Od 2014 roku wrocławskie zoo prowadzi jedną z największych w Europie hodowlę zachowawczą zagrożonych wyginięciem pingwinów przylądkowych (tońców), które w naturze żyją u wybrzeży Afryki Południowej, w RPA i Namibii.
Takie hodowle są niczym arki Noego i banki pingwinich genów w jednym: pozwalają odbudowywać kurczące się populacje i wzbogacać ich różnorodność genetyczną, a w przyszłości być może nawet umożliwią reintrodukcję, czyli powrót ptaków do natury. To wszystko jest bardzo ważne, bo tońce mogą lada chwila zniknąć z powierzchni Ziemi.
– Zostało nam góra 10 lat, by ocalić ten gatunek – mówi Paweł Borecki, specjalista ds. badań i współpracy naukowej w ZOO, który w lutym tego roku sam także poleciał do Afryki po to, by pomagać pracującym tam organizacjom i prowadzić badania w terenie. – Sytuacja jest bardzo zła. W naturze żyje już niecałe 20 tys. pingwinów przylądkowych, dlatego wrocławskie zoo nie tylko prowadzi ich hodowlę zachowawczą, ale też wspiera organizacje, które działają na ich rzecz w miejscu ich występowania.
Projekt z udziałem tońców z Wrocławia jest właśnie jednym z takich sposobów: mieszkające u nas pingwiny biorą udział w trenowaniu opartego na sztucznej inteligencji narzędzia, które w przyszłości pozwoli monitorowanie ich żyjących w naturze krewnych.
W naszym ogrodzie mieszka ponad 100 pingwinów przylądkowych. Na pierwszy rzut oka trudno je od siebie odróżnić, jednak każdy z nich jest inny, np. ma inny układ plamek na piersi i brzuchu. Właśnie m.in. na tej podstawie może je identyfikować narzędzie, nad którym pracują naukowcy z Politechniki. Jeśli się sprawdzi, będzie mogło być wykorzystywane do monitoringu populacji żyjących w Afryce.Tomasz Jóźwik, prezes ZOO Wrocław
Naukowcy z PWr: „Dopiero zaczynamy”
Nad narzędziem pracują dr inż. Paweł Zyblewski i mgr inż. Weronika Borek-Marciniec z Katedry Systemów i Sieci Komputerowych Politechniki Wrocławskiej.
– Dopiero zaczynamy. Na razie zoo dostarczyło nam ponad sto ujęć 9 pingwinów i teraz uczymy nasze AI, jak je od siebie rozróżniać – mówią. – Cechą, która wyróżnia poszczególne osobniki najbardziej, jest niepowtarzalny układ plamek na ich piersiach i brzuchach, ale próbujemy też innych opcji. Całkiem obiecujące są stopy, natomiast po pierwszych próbach wiemy już, że z rozpoznawaniem pingwinów „po twarzy” jest problem. Brzuchy i stopy sprawdzają się zdecydowanie lepiej.
Plan jest taki, żeby monitorować całą wrocławską kolonię i w ten sposób „nakarmić” bazujące na AI narzędzie portretami wszystkich stu mieszkających we wrocławskim zoo tońców. To trochę potrwa, bo sprawa nie jest prosta: każdemu pingwinowi trzeba zrobić co najmniej 20 zdjęć pod różnymi kątami i na w miarę jednolitym tle.
Naukowcy będą się starać o grant na swój projekt. Chcieliby, aby końcowy etap przedsięwzięcia został zrealizowany w Afryce, w koloniach pingwinów przylądkowych. Zakłada on montaż kamer wyposażonych w stworzony przez nich program AI, który pomoże sprawdzić, ile unikatowych wzorów kropek rozpoznaje, a tym samym, ile pingwinów jest w kolonii.
Warto dodać, że działanie modelu, nad którym pracują wrocławianie nie wykorzystuje więcej energii elektrycznej niż standardowa gra komputerowa. Jest to zupełnie inna skala wykorzystania AI, niż na przykład Chat GPT. Badania naukowców PWr nie wpływają negatywnie na środowisko.
– Każde narzędzie, które pomoże oszacować liczebność tego krytycznie zagrożonego gatunku i pozwoli na lepszy monitoring populacji pingwinów przylądkowych, jest na wagę złota. Cieszymy się, że możemy pomóc naukowcom z Politechniki Wrocławskiej, dostarczając im dane o naszej grupie pingwinów i liczymy, że w przyszłości przełoży się to na umiejętność rozpoznawania tych ptaków w naturze – mówi Tomasz Jóźwik, prezes ZOO Wrocław.
Na pierwsze wyniki pracy wrocławskich naukowców czekają badacze z organizacji SANCCOB z siedzibą w RPA, która uratowała już ponad 100 tys. ptaków morskich, w tym właśnie pingwinów przylądkowych.
– Z chęcią wdrożą każde rozwiązanie, które pomoże w dokładniejszym oszacowaniu populacji pingwinów przylądkowych – mówi Paweł Borecki.
Królowa jest tylko jedna i ma na imię… Eliasz
Jednym z pingwinów, który został już obfotografowany od stóp po czubek głowy, jest Eliasz. Imię może wprowadzać w błąd, bo Eliasz jest samiczką.
– Ma 2 lata i jest naszą gwiazdą – mówi Karolina Janecka, opiekunka pingwinów. – Lubi być w centrum uwagi i nie boi się ludzi, zawsze przychodzi się z nami przywitać. Jest też bardzo łagodna, co wśród pingwinów nie jest to wcale takie oczywiste, bo lubią dziobać.
Więcej informacji na temat pingwinów przylądkowych, wrocławskiej hodowli zachowawczej i sytuacji gatunku znajdziesz w tekście "O pisklętach z nieprawego łoża, Titanicu, gumowym flamingu i świecidełkach".